czwartek, 30 kwietnia 2015

Anderson Valley Brewing Company, Hop Ottin' IPA

To piwo kupiłem jako ostatnie, bo zostało mi dziesięć żetonów (a właściwie dwanaście, ale dwa zostawiłem na pamiątkę). W stylu jest to klasyczne amerykańskie IPA, może nie tak stare, jak dwa ostatnie piwa, ale myślę, że równie ciekawe.
Nazwa piwa - Hop Ottin' IPA - wzięła się z obecnie prawie wymarłego slangu zwanego boontling. Slang ten powstał pod koniec XIX wieku w miejscowości Boonville, Kalifornia, w której mieści się browar Anderson Valley. Obecnie slangiem mówi mniej niż 100 osób i istnieje bardziej jako lokalna ciekawostka. W przeszłości wymyślono go, żeby mieszkańcy sąsiednich miejscowości nie byli w stanie zrozumieć, o czym mówią ludzie z Boonville. Każde słowo miało swoją historię, na przykład na telefon mówiono Walter albo Levi, ponieważ pierwszy w Boonville telefon miał Walter Levi. 
Samo sformułowanie Hop Ottin' można tłumaczyć jako ciężko pracujący chmiel, według producenta do warzenia i chmielenia na zimno tego piwa użyto ogromnych ilości chmieli Cascade i Columbus. 

Anderson Valley Brewing Company ma w swojej ofercie kilka innych piw, których nazwy pochodzą z boontling, np. seria Bahl Hornin' (dobre picie) czy Heelch O'Hops (cały chmiel; wszystkie chmiele).
Ciekawostką jest również, że 40% energii pobieranej przez browar pochodzi z paneli słonecznych zainstalowanych na jego dachu.

Anderson Valley Brewing Company, Hop Ottin' IPA
American IPA
7% alk.
20 zł - 0.355l


Aromat: Owoce tropikalne z amerykańskiego chmielu. Bardzo wyraźne i przyjemne. Brzoskwinia, mango, papaja. 

Barwa: Herbaciana, lekko zamglone.
Piana: Biała, ładna warstwa, potem opada. Drobne pęcherzyki.
Smak: Owocowy smak chmielu i sporo goryczki. Na szczęście krótkiej, taka po prostu strzał, robi, co ma robić i znika. Tak ma być. Dość wysoka kontra słodowa, no jest pełne w smaku. Nie ma podanego IBU, ale obstawiałbym w granicach 60-70. Mimo tego bardzo pijalne.

Podsumowanie: Porządnie nachmielone, bardzo dobre amerykańskie IPA z wysoką goryczką i świetnym aromatem. Na dodatek ciekawa historia z lokalnym slangiem, który właściciele upamiętniają nazwami piw. Inicjatywa godna pochwały!

środa, 29 kwietnia 2015

Anchor Brewing Company, Anchor Porter

Kontynuując wypijanie amerykańskich piw kupionych na Beer Geek Madness 2, zabieram się dziś za Anchor Porter z kalifornijskiego Anchor Brewing Company. Warzone od 1972, więc trzy lata wcześniej niż wczoraj degustowane Liberty Ale, jest amerykańską interpretacją porteru, chyba najtrudniej dostępną u nas wersją tego stylu. 

Szczerze powiedziawszy, jest to pierwszy American Porter, którego piję. Do tej pory głównie miałem do czynienia z porterami bałtyckimi, angielskimi i robust porterami. Bardzo wysokie oceny tego piwa na ratebeerze i beeradvocate sugerują moc wrażeń.

Anchor Brewing Company, Anchor Porter
American Porter
5.6% alk.
Warka do 10.2016
15zł - 0.355l

Aromat: Kawa, czekolada i sporo bananowych estrów. Te ostatnie są tutaj dość niespodziewane, ale na szczęście nie są dominującą nutą, choć trochę wystają spod ciemnych aromatów. Lekki wyczuwalny amerykański owocowy chmiel.
Barwa: Kompletnie czarne.
Piana: Koloru pianki na kawie, na początku obfita, później opada do warstwy około pół centymetra. Drobne pęcherzyki.
Smak: Palony jęczmień, mocna kawa, w tym kawa zbożowa. Po ogrzaniu gorzka czekolada, taka 95% kakao. W posmaku wychodzi lekki alkohol, jednak pomimo tego piwo jest bardzo gładkie, nisko wysycone, niemal aksamitne, prawie jak dry stout na azocie. 

Podsumowanie: Gdybym pił to piwo w ciemno, strzeliłbym, że to dry stout. Mocno palone, gładkie, z nutami głównie kawy. Jako że fanem dry stoutów nie jestem, wolę ich słodsze odpowiedniki, szczególnie milk stouty, to nie zmieniło mojego życia, jednak znowu uważam, że warto było spróbować. Co do porterów, wg mnie najlepszym stylem jest porter bałtycki, szczególnie wyleżakowany kilka lat w babcinej piwnicy.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Anchor Brewing Company, Anchor Liberty Ale

Kwiecień 1975. San Francisco. Dobiega dwusetna rocznica legendarnego rajdu Paula Revere'a, przyczynku do zdobycia niepodległości przez Stany Zjednoczone. Syn właściciela manufaktury serowarskiej, Fritz Maytag, jest już od dziesięciu lat właścicielem podupadającego browaru Anchor Brewing, jednego z niewielu w tamtych czasach browarów, którego można by nazwać rzemieślniczym. Piwowarstwo domowe będzie jeszcze przez następne trzy lata nielegalne, a rynek piwny w USA jest zdominowany przez wyprane ze smaku wyroby koncernów. 
W tym roku światło dzienne ujrzało piwo Liberty Ale, chmielone chmielem Cascade (również na zimno), początek piwnej rewolucji. Jest ono dla świata tym, co dla polskiego craftu Atak Chmielu czy Rowing Jack. Ikoną.
Maj* 2013. Wrocław. Tomasz Kopyra z blogu blog.kopyra.com wypuszcza Wielki test koncerniaków. Pewien student wrocławskiej uczelni ekonomicznej ogląda ów test i wgłębia się w twórczość Tomka, tym samym odkrywając niewiarygodnie bogaty świat piwa. Zaczyna czytać o dziesiątkach piwnych stylów, próbuje wszystko, co znajdzie na półce w Intermarche, robi notatki. Staje się beer geekiem. Jak możesz się domyśleć, ten student to ja. 
Kwiecień 2015. Zaklęte Rewiry, Wrocław. Wyżej wymieniony student jest niewyobrażalnie podjarany na Beer Geek Madness II. Niestety, zatoki przynosowe studenta nie są już tak podjarane i odmawiają mu posłuszeństwa. Student myśli sobie, że skoro kupił pakiet, to chociaż pojedzie, odbierze szkło, kupi butelki "jakichś tam Amerykańców".


Anchor Brewing Company, Anchor Liberty Ale
American IPA
5.9% alk.
Warka do 10.2016
15 zł - 0.355l

Aromat: Główną rolę gra tu na pewno chmiel. Owocowy - brzoskwinie, marakuja. Trochę słodowości. Jest coś jeszcze, jakby mięta, a bardziej czekolada z miętą, coś w stylu tych czekoladek z nadzieniem miętowym. Delikatne miodowe utlenienie.
Barwa: Złote, klarowne.
Piana: Niespecjalnie obfita, ale całkiem trwała. Drobno pęcherzykowa. 
Smak: Chmiel. Częściowo owocowy, taki, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w nowofalowych piwach, ale też lekko trawiasty. I znowu ta nietypowa, miętowa nuta, której nie mogę połączyć z żadnym z podstawowych składników piwa. Czyżby Cascade objawiał się w ten sposób?

Podsumowanie. Jest to na pewno jedno z piw, które każdy fan piwnego świata powinien spróbować. Prekursor stylu American IPA. Do obecnych wersji, które wykrzywiają twarz tonami chmielu wsypanymi do kotła mu brakuje, ale nie zapominajmy, że to piwo ma 40 lat. W obecnej klasyfikacji bliżej mu do APA. 
Nie żałuję wydania tych piętnastu złotych. Za spróbowanie historii to niewielka cena.

*czemu nie kwiecień, byłoby tak ładnie