wtorek, 28 kwietnia 2015

Anchor Brewing Company, Anchor Liberty Ale

Kwiecień 1975. San Francisco. Dobiega dwusetna rocznica legendarnego rajdu Paula Revere'a, przyczynku do zdobycia niepodległości przez Stany Zjednoczone. Syn właściciela manufaktury serowarskiej, Fritz Maytag, jest już od dziesięciu lat właścicielem podupadającego browaru Anchor Brewing, jednego z niewielu w tamtych czasach browarów, którego można by nazwać rzemieślniczym. Piwowarstwo domowe będzie jeszcze przez następne trzy lata nielegalne, a rynek piwny w USA jest zdominowany przez wyprane ze smaku wyroby koncernów. 
W tym roku światło dzienne ujrzało piwo Liberty Ale, chmielone chmielem Cascade (również na zimno), początek piwnej rewolucji. Jest ono dla świata tym, co dla polskiego craftu Atak Chmielu czy Rowing Jack. Ikoną.
Maj* 2013. Wrocław. Tomasz Kopyra z blogu blog.kopyra.com wypuszcza Wielki test koncerniaków. Pewien student wrocławskiej uczelni ekonomicznej ogląda ów test i wgłębia się w twórczość Tomka, tym samym odkrywając niewiarygodnie bogaty świat piwa. Zaczyna czytać o dziesiątkach piwnych stylów, próbuje wszystko, co znajdzie na półce w Intermarche, robi notatki. Staje się beer geekiem. Jak możesz się domyśleć, ten student to ja. 
Kwiecień 2015. Zaklęte Rewiry, Wrocław. Wyżej wymieniony student jest niewyobrażalnie podjarany na Beer Geek Madness II. Niestety, zatoki przynosowe studenta nie są już tak podjarane i odmawiają mu posłuszeństwa. Student myśli sobie, że skoro kupił pakiet, to chociaż pojedzie, odbierze szkło, kupi butelki "jakichś tam Amerykańców".


Anchor Brewing Company, Anchor Liberty Ale
American IPA
5.9% alk.
Warka do 10.2016
15 zł - 0.355l

Aromat: Główną rolę gra tu na pewno chmiel. Owocowy - brzoskwinie, marakuja. Trochę słodowości. Jest coś jeszcze, jakby mięta, a bardziej czekolada z miętą, coś w stylu tych czekoladek z nadzieniem miętowym. Delikatne miodowe utlenienie.
Barwa: Złote, klarowne.
Piana: Niespecjalnie obfita, ale całkiem trwała. Drobno pęcherzykowa. 
Smak: Chmiel. Częściowo owocowy, taki, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w nowofalowych piwach, ale też lekko trawiasty. I znowu ta nietypowa, miętowa nuta, której nie mogę połączyć z żadnym z podstawowych składników piwa. Czyżby Cascade objawiał się w ten sposób?

Podsumowanie. Jest to na pewno jedno z piw, które każdy fan piwnego świata powinien spróbować. Prekursor stylu American IPA. Do obecnych wersji, które wykrzywiają twarz tonami chmielu wsypanymi do kotła mu brakuje, ale nie zapominajmy, że to piwo ma 40 lat. W obecnej klasyfikacji bliżej mu do APA. 
Nie żałuję wydania tych piętnastu złotych. Za spróbowanie historii to niewielka cena.

*czemu nie kwiecień, byłoby tak ładnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz