piątek, 29 kwietnia 2016

Zarzecze [Pinta], Modern Drinking

Czasami człowiek nie ma ochoty na super wymyślone piwa. Chce sobie posiedzieć, napić się czegoś dobrego, odpocząć po ciężkim tygodniu pracy lub nauki. 

Moim wyborem na dzisiejszy wieczór zostało Modern Drinking z Pinty. Piwo niekoniecznie zbyt nowe, ale podczas zakupów zauważyłem je na półce, a że jeszcze go nie piłem, postanowiłem zmienić ten stan rzeczy. Bardzo podoba mi się ostatnio wykonanie etykiet Pinty - matowy papier ładnie wygląda i dobrze trzyma się go w dłoni. Jakaś odmiana od świecących, śliskich etykiet reszty craftu.

W sumie to dwa tygodnie temu mieliśmy piątą rocznicę wypuszczenia Ataku Chmielu - piwa, które, można powiedzieć, rozpoczęło piwną rewolucję. Modern Drinking jest również American IPA, tym razem ze ściśle zaznaczonym regionem West Coast. W przypadku IPA przedrostek West Coast oznacza, że piwo będzie głębiej odfermentowane, bardziej nastawione na cytrusy i owoce egzotyczne, w przeciwieństwie do bardziej karmelowej odmiany East Coast.

Według morskiej opowieści na etykiecie, piwo było chmielone na ostatnie 15 minut i na zimno. W obu przypadkach użyto chmielu Mosaic.

Oczywiście, nazwa piwa kojarzy się z niemieckim zespołem Modern Talking. Nie będę się na ten temat rozpisywał, ale, delikatnie mówiąc, nie jestem fanem niemieckiego dance-popu.

Zarzecze [Pinta], Modern Drinking
American IPA
Ekstrakt 15.5%
6.4% alk.
70 IBU
Warka do 09.08.2016
7.59zł - 0.5l

Często po pierwszym niuchu można ocenić, że piwo będzie świetne, tak jest również w tym przypadku. Bardzo intensywny, przyjemny aromat soku wieloowocowego. Główne nuty to pomarańcza i marakuja. Tak właśnie powinno pachnieć IPA - ma ono zachęcać do spróbowania jak dojrzały owoc świeżo zerwany z drzewa.

W smaku jest również miło, ale nie ma takiego szału jak w aromacie. Owoce obecne, głównie pod postacią cytrusów. Pomimo 70 IBU, goryczka jest stosunkowo niska. 

Co mogę napisać więcej? Przyzwoite piwo, niezły przykład American IPA. Modern Drinking nie wyrwał mnie z butów, ale jest przyjemnym początkiem weekendu. [7/10]

środa, 27 kwietnia 2016

Roch, Marwari

Pomaganie popłaca. Gdy komuś pomożesz, nie tylko ta osoba poczuje się lepiej, ale i ty możesz mieć powód do szczęścia. Dzięki swoim działaniom, rozwiązujesz czyjś problem, tłumaczysz skomplikowaną kwestię albo stawiasz kogoś na nogi w trudnej chwili. A czasem dostajesz za to piwo.

Tak właśnie było w tym przypadku, kiedy za pomoc w wycenie monet w moje ręce trafiła butelka napoju pochodzącego z browaru Roch (dzięki Karol!). Z piwami spod Bolkowa miałem na razie do czynienia dwa razy. Po raz pierwszy ich trunku spróbowałem drugiego dnia Wrocławskiego Szlaku Piwnego 2015 [LINK]. Wówczas, Welara zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie jako lekkie piwo na zamknięcie festiwalu. Jednak kunsztu Rocha dopełnił dla mnie Balios, Black IPA z gałęziami świerku, piwo festiwalowe BGM4 [LINK]. Powiedziałem to raz, powiem i drugi: było to według mnie najlepsze, najbardziej odjechane piwo z dostępnych na tegorocznym Beer Geeku. Miałem nawet okazję osobiście przekazać moje gratulacje piwowarowi Rocha, Mateuszowi Kupraczowi.

Może teraz coś o samym piwie. Według informacji na stronie browaru, Marwari to Session Oatmeal IPA. Mamy więc do czynienia z lekkim, sesyjnym piwem, do którego dodano płatków owsianych. Nie pamiętam, żebym pił kiedyś owsiane IPA, ale brzmi to ciekawie. Problem jest jednak z tą częścią "session", bo BJCP daje widełki dla Session IPA jako 3-5% alk, a Marwari ma 6%. No ale nie wyprzedzajmy biegu wydarzeń. 

Roch, Marwari
American IPA (Oatmeal IPA)
Ekstrakt 15.1%
6.2% alk.
60 IBU
Termin do 30.06.2016

Wystarczy wziąć pierwszy niuch i już jest świetnie. Dawno nie czułem tak przyjemnego, chmielowego aromatu, tutaj objawiającego się pod postacią mango, papai i innych owoców tropikalnych. Tylko najlepsze polskie IPA pachną tak intensywnie i smacznie.

W smaku owoców jest mniej, jednak nadal są wyczuwalne. Główną rolę gra jednak goryczka, niestety, mocno zalegająca. Po chwili dochodzą do głosu również płatki owsiane, które dają odrobinę słodyczy i łagodzą całe piwo. Stopniowo łagodzi się również goryczka i pojawiają się utęsknione owoce tropikalne. 

Marwari jest bardzo dobrym, solidnym przykładem American IPA. Po Baliosie do Rocha nie trzeba było mnie już przekonywać, jednak piwowar po raz kolejny pokazał, co potrafi. [8.5/10]

niedziela, 17 kwietnia 2016

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Puławski

Przyszedł już czas na zakończenie serii Single Hopów z Peruna, piwem na chmielu Puławski. Wiem, jest jeszcze Kaskada, czyli polski Cascade, ale na razie go nie mam.

O samym chmielu wiadomo niewiele, natrafiłem jedynie na abstrakt publikacji naukowej [LINK] z 2013, opisującej Puławski jako jedną z dwóch "nowych odmian chmielu", które otrzymano "w wyniku prac hodowlanych prowadzonych w Instytucie Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowym Instytucie Badawczym w Puławach". Ciężko powiedzieć coś więcej. Sama etykieta twierdzi, że chmiel daje "zaskakujące, mocne chmielowe aromaty: cytrusowe, korzenne, delikatnie pikantne". Może być ciekawie.

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Puławski
American Pale Ale
Ekstrakt 13%
5.6% alk.
45 IBU
7.19zł - 0.5l
Termin do 04.07.2016



Faktycznie, czuć mocne przyprawy. Oprócz tego pojawiają się cytrusy połączone z karmelem i aromatem sztucznego miodu. Chmiel przejawia się tu też tytoniem i takimi roztartymi w ręce liśćmi. Całkiem ciekawy profil aromatyczny. 

W smaku jest mniej ciekawie. Karmelowe słody przeplatają się ze średnią goryczką, a nut chmielowych jest o wiele mniej niż w zapachu. Nie jest źle, ale szału specjalnego też nie ma. Takie lekkie piwo, do wypicia i zapomnienia. [6/10]

sobota, 16 kwietnia 2016

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Lubelski

Dzisiaj kolejne piwo z serii Dziedzictwo, tym razem będzie to Pale Ale na chmielu Lubelski. Ciekawe, co udało się Adamowi Czogalli wycisnąć z chmielu tym razem.

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Iunga
American Pale Ale
Ekstrakt 13%
5.6% alk.
45 IBU
7.09zł - 0.5l
Termin do 17.09.2016


Na jutro co prawda został jeszcze Puławski, ale chyba już mogę ogłosić zwycięzcę. Aromat autentycznie zniewala, czegoś takiego jeszcze w piwie nie czułem. Chmiele potrafią dawać różne nuty, ale tego jeszcze nie grali. Lubelski pachnie różami, a dokładniej dżemem różanym. Od razu na myśl przychodzą pączki wypełnione różaną konfiturą, którymi zajadamy się w Tłusty Czwartek. No, jest grubo. 

Również wizualnie piwo prezentuje się lepiej. Zamiast zawieszonych w płynie drobnych kłaczków mamy tu równomierne, opalizujące zmętnienie.

No i w smaku również poezja. Sok z róży z przyjemną goryczką i lekką słodową kontrą. Kwiatowe nuty z chmieli we wszystkich piwach, które piłem, były zawsze ukryte, trzeba było się ich domyślać. A tu nie ma takiej potrzeby, kwiaty są na niesamowicie intensywne. Nie sądziłem, że powiem to kiedyś o Pale Ale, ale wyrwało mnie z butów i zbieram szczękę z podłogi. Nie boję się powiedzieć, że to najlepsze APA w moim życiu. Piwowarowi należą się najwyższe honory. [9/10]

piątek, 15 kwietnia 2016

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Iunga

Jakiś czas temu [LINK] próbowałem piwa z serii Dziedzictwo na chmielu Marynka. Dzisiaj przyszedł czas na Single Hop Iunga.

Ta nowa odmiana chmielu ma według piwo.org być supergoryczkowa (powyżej 14% alfa-kwasów). Została ona wyhodowana poprzez krzyżówkę Lubelskiego i dzikiego chmielu z byłej Jugosławii. Etykieta twierdzi, że ma dawać aromaty sosny, egzotycznych owoców i odrobinę pomarańczy. Brzmi obiecująco.

Wąsosz [Perun], Dziedzictwo Iunga
American Pale Ale
Ekstrakt 13%
5.6% alk.
45 IBU
7.19zł - 0.5l
Termin do ?3.06.2016 (pierwsza cyfra niewidoczna, może być 03, 13 albo 23).

No, pod względem aromatu fajnie jest. Głównie cytrus, po zamieszaniu szkłem również słodkie, dojrzałe mango. Oprócz tego trochę słodu. Ładna, herbaciana barwa, w której pływają, już mniej ładne, drobinki osadu. Piana niska, ale sztywna.

W smaku na początku jest trochę pusto, potem uderza tytoniowa goryczka, krótsza niż w przypadku Marynki. Gdzieś na trzecim planie pojawiają się owocowe nuty - mango, papaja. Zdecydowanie, chmiel ma potencjał. Z racji przyjemnej goryczki, szczególnie widziałbym go w jakimś Double IPA. Całkiem dobra próba. (7/10)

sobota, 9 kwietnia 2016

Van Pur, Cechowe Bezglutenowe

Ostatnimi czasy, półki sklepowe zostały zalane produktami bezglutenowymi. Osoby czy to chore na celiakię, czy to wrażliwe na gluten, mogą się raczyć całą gamą artykułów spożywczych. I o ile na świecie piwa bezglutenowe istnieją już od kilku lat, na polskim rynku są raczej nowością.

Tak sobie robiłem dzisiaj zakupy w Biedronce i zobaczyłem Cechowe Bezglutenowe. Z tej serii to chyba ostatnie piwo, którego nie piłem, więc pomyślałem „A, co mi tam...” i wziąłem jedną butelkę. Zobaczymy, czy da się to wypić. I czy warto. Nie robię sobie specjalnie wielkich nadziei, bo po jasnym lagerze nie ma się co spodziewać fajerwerków.

Jeszcze całkiem niedawno, gdy chcieliśmy dostać piwo bez glutenu, musieliśmy szukać pośród piw amerykańskich albo wybrać się na wycieczkę do Czech. Od niedawna coraz więcej polskich browarów zaczęła jednak warzyć takie wynalazki na krajowy rynek. Mieliśmy BezGlutenNowe z Kormorana, Gluten Tag z Pinty czy wreszcie Cechowe Bezglutenowe. Gluten-free is the new hoppy, chciałoby się rzec.

Van Pur, Cechowe Bezglutenowe
International Pale Lager (Gluten-free)
4.5% alk.
1.99zł - 0.33l
Termin do 14.03.2017
Zawartość glutenu < 20 mg/kg

No, niewiele się tu dzieje. Aromatu praktycznie nie ma, bardzo daleko majaczy mokre zboże. Cała piana zniknęła w kilka sekund, zanim zdążyłem zrobić zdjęcie. 

W smaku... słabizna. Niemrawe nuty słodowe są na granicy wyczuwalności, tak jak te kilka IBU goryczki. Za to mocno wyczuwalne jest wysokie, zapychające wysycenie, przez które picie tego piwa przestaje być nudne, a staje się udręką. Jeśli miałbym problemy z glutenem i zaoferowanoby mi takie piwo, do końca życia wolałbym pić czystą wodę. Piach, piach i dwie tony mułu. (3/10)

niedziela, 3 kwietnia 2016

Relacja z finału Beer Geek Madness 4

Wczorajsza, czwarta już edycja Beer Geek Madness była tak naprawdę pierwszą, w której uczestniczyłem w pełni. Na dwie pierwsze nie mogłem przyjechać, a na trzeciej byłem chory, odebrałem więc szkło i kupiłem butelki (degustacje tu: Anchor Liberty AleAnchor Porter i Hop Ottin' IPA). Więc pouczestniczyłem. Porządnie.

Zaraz po otwarciu sprzedaży internetowej kupiłem sobie zestaw Beer. Wybrałem tańszą wersję z kilku powodów. Po pierwsze, była tańsza. Po drugie, szkło bardziej przypadło mi do gustu - teku z zestawu Geek na czarnej nóżce wyglądało dość tandetnie. Po trzecie, nie potrzebna mi była koszulka.

Bardzo dobrym pomysłem było według mnie wprowadzenie formuły "płać raz i pij, ile chcesz". Po odliczeniu ceny szkła zapłaciłem około 90 złotych, co jest sumą, którą bez problemu da się wydać na tego typu imprezach. Miło również, że szkło ma podziałkę 150 ml, przez co możemy spróbować więcej różnych piw bez specjalnego upijania się. 

Impreza miała rozpocząć się o 18, na miejsce przybyłem około pół godziny wcześniej z myślą, że może będzie mniej ludzi. Tak samo pomyśleli zapewne wszyscy. 


Tłum sięgał prawie do bramki. Muszę tu ponarzekać na organizację, bo kolejka była do drzwi wejściowych, jednak najpierw trzeba było odebrać (albo kupić) pakiet. Pakiety dostępne były w tych żółtych namiotach w oddali, do których trzeba było się przedrzeć przez tłum ludzi ze szkłem. Niektórzy stali też w kolejkach do food trucków, ogólnie było trochę zamieszania. 


Drzwi Zaklętych Rewirów otwarto kilka minut po szóstej, a w środku byłem mniej więcej piętnaście po. Z lewej strony głównego korytarza powiesiłem kurtkę, wziąłem numerek i począłem szukać jakiegoś lekkiego piwa na początek. Wiele piw festiwalowych miało ekstrakt powyżej 15, więc zdecydowałem się na lekkie APA z Nepomucena. 


Labirytm to poprawne APA, z bardzo przyjemnym aromatem owoców tropikalnych i iglaków. Goryczka mogłaby być odrobinę krótsza, a poza tym nie mam uwag. Lekkie piwko na lato, które nie wyrywa specjalnie z butów, a jest niezłym początkiem festiwalu. (7/10)


APA APĄ, ale to w końcu Beer Geek Madness, dajcie mi jakieś szalone piwo, do cholery jasnej! Metodą losowania trafiłem na stoisko browaru Fabrika Rara, warzącego w Cieszynie i znanego z dodawania herbaty do piwa. Spróbowałem ich Haiku, czyli witbiera z dodatkiem prażonej (!) herbaty Hojicha Kyoto, która miała dodawać nuty karmelowe. I faktycznie, było coś w tym charakterze, lekko opiekane nuty pojawiały się szczególnie w aromacie. Jednak główną rolę grał tu aromat... serka waniliowego? To chyba najlepszy deskryptor tego, co wyczułem. Nie wiem, czy nie było tam diacetylu, chociaż teoretycznie ta herbata mogła wnosić takie nuty. Ciekawy witbier, ale troszkę nie w moim typie. (6/10)


Jako fan kwachów już przed BGM4 ogromnie jarałem się na nowy wypust Pinty. Table Brett to w założeniu lekkie piwo fermentowane blendem sześciu szczepów Brettanomyces. I jak zwykle, Pinta dopięła swego. Szczególnie aromat tego piwa zasługuje na pochwałę. Gdybym nie wiedział, że to piwo, pomyślałbym, że piję sok multiwitaminowy. Świetny, bardzo orzeźwiający kwach to kolejne dzikie piwo, po które chętnie sięgnąłbym w upalny dzień. Mam nadzieje, że zostanie wypuszczone również w butelkach. (8/10)


Lubię stouty, czy to te idące w stronę amerykańską, skupiające się na chmielu i bardzo mocnej paloności, czy odrobinę bardziej przystępne dry stouty. Jednak królem ciemnych piw jest dla mnie milk stout. I o ile wciąż najlepszym piwem w tej kategorii pozostaje dla mnie Sweet Nyggus, to Gabinetowi Iluzji z Piwoteki niewiele brakuje. Jedyne, do czego mogę się doczepić to trochę za mało ciała. Ale i tak jest dobrze. (7.5/10)

Bardzo żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia festiwalowemu piwu z Rocha. Tak mnie porwało, że musiałem po prostu zapomnieć. Balios to Black IPA filtrowane gałęziami świerku. Niby nie brzmi to super interesująco, jednak zdecydowanie robi robotę. Jak dla mnie, jest to najlepsze piwo tej edycji Beer Geeka. Aromat świerka absolutnie powala, nie spodziewałem się, że efekt będzie aż tak piorunujący. W smaku łączy się z chmielem, tworząc coś podobnego do Airwaves Czarna Porzeczka. Przez pewien czas poczułem się kompletnie wyrwany z butów. Piwo GE-NIAL-NE. (9.5/10)

Mam jeszcze zdjęcia innych piw, jednak ciężko mi powiedzieć, które jest które, więc opiszę je tylko tekstowo. 

Podczas gdy na głównej scenie trwał koncert Funky New Orleans (bardzo fajna muzyka, swoją drogą), udałem się na stanowisko Hopium. Polewano tam Beatę Gojidrak, czyli Old Ale z dodatkiem jagód goji. Wszystko ładnie pięknie, ale tylko w teorii. Nie wiem, czy to od tych jagód, czy z powodu błędu piwowara, ale w piwie jest długo wyczuwalny DMS na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie. Smak również nie powala - przegazowanie i pikantność (?) nie pozwalają się nim cieszyć. Coś chyba nie wyszło. (5.5/10)

Głód zaczął mi doskwierać, poszedłem więc na część kulinarną i spałaszowałem hot doga. W porównaniu do cen z food trucków, pięć złotych za bułkę z parówką i masą dodatków wydało mi się niezłą ofertą. I tak, wiem, że food trucki mają szczęśliwą wołowinę, karmioną bezglutenową paszą, ale kwestie finansowe wzięły górę. Poza tym nie byłem aż tak głodny, żeby zjadać całego burgera.

Przekąskę popijałem piwem z Brokreacji o nazwie My Name Is IBU. W założeniu Imperial IPA o goryczce na poziomie 1000 IBU. Rozumiem pomysł, ale teraz nie robi to już takiego wrażenia. Rok, dwa lata temu, to może bym się jarał, jednak spodziewałem się, że to taki chwyt marketingowy. I miałem sporo racji. Goryczka może i była, ale na pewno nie wyrywała z butów. Do tego praktyczny brak aromatu skreślił dla mnie to piwo. (5.5/10)

Następnym piwem był, jak się później okazało, zwycięzca Beer Geek Choice, czyli Tenacious Blackberry od Szałpiwu. Powiem tak, piłem lepsze owocowe kwachy, ale ten trzyma się naprawdę solidnie. Nie zachęca aromat ruskiego szampana, jednak w smaku jest przyjemnie. Czy jest to najlepsze piwo BGM4? Jak dla mnie nie, były bardziej odjechane egzemplarze, które spowodowały u mnie opad szczęki. Czy warto je spróbować? Jak najbardziej. (7.5/10)


No i wreszcie dorwałem się do Profesji. Bardzo szanuję ten browar za ich dokładność i staranność, a przy tym odwagę przy próbowaniu nowych smaków. Podczas festiwalu skradli moje serce Bimbrownikiem, piwo w enigmatycznie brzmiącym stylu Islay Rye IPA. Nie próbuję nawet rozkładać tej nazwy na czynniki pierwsze. Ważne dla mnie jest to, że piwo daje asfaltem, a to lubię. Według mnie jest to najlepszy asfalt w Polsce, lepszy nawet od Smoky Joe. Swój drugi głos oddałem więc na Bimbrownika. (8.5/10)

Od początku byłem sceptyczny do Old Lagera z Doctora Brew. Piwo uwarzone z właścicielem Moor Beer Company było po prostu nudne. Trochę owsianki, trochę rodzynek, nie powala. (6.5/10)

Odrobinę przypadkiem znalazłem się na stoisku Redena i w sumie nie żałuję. Ich Bizon Bock to absolutnie strzał w dziesiątkę. Weizenbock, lekko dymiony, leżakowany z trawą cytrynową i fermentowany na drożdżach szampańskich. I ten szampański charakter jest tu wyczuwalny, w połączeniu ze sporym ciałem tworzy coś na kształt szarlotki z sosem karmelowym. Bardzo pozytywnie się zaskoczyłem i trzecia karteczka poszła właśnie na Redena. (8.5/10)

Ledwo co się otworzyli, a już szaleją. Mowa oczywiście o browarze Piwojad, warzącym kontraktowo w Gryfie. Na Beer Geeka przygotowali Brettlinera, czyli Berliner Weisse w 100% na Brettach. Trochę mój błąd, że tak lekkie piwo degustowałem z podniebieniem przerytym wcześniejszymi mocnymi doznaniami, jednak kwas ten był całkiem smaczny. (7/10)


O 20 otwarły się drzwi do stoisk browarów zagranicznych - Stone Brewing i Baird Beer. Kolejki były oczywiście ogromne, ale piwa same w sobie nie powalały. Może po tylu szalonych pomysłach dostępnych na polskim rynku piwnym, zwykłe APA czy American Strong Ale nie robi na mnie wrażenia.

Kolejny raz poszedłem w stronę głównej sceny, zahaczając po drodze o stoisko browaru Hopkins, gdzie spróbowałem ich Insomnię. Jest to stout (chyba FES) ze zrębkami śliwy macerowanymi w śliwowicy łąckiej. Faktycznie, da się tę śliwowicę wyczuć. Nadaje ona piwu klimatu likieru, sprawia, że można je sączyć w zimowe wieczory. Fajne piwo. (7.5/10)

Podczas rozmów w kolejkach, czy to do kibla, czy do zagranicznych piw, spotkałem się z wieloma opiniami o słabych produktach Beer Bros. Sprawdziłem, i faktycznie. Lollihop, czyli piwo z landrynkami (?) jest tak słabe jak słabo brzmi. Smakuje jak koncernowy lager, do którego ktoś dosypał cukru. (4/10) Niewiele lepiej prezentuje się Double Ice Tea Ale, które w aromacie przypomina cytrusowe kostki do toalety, a w smaku zalatuje sztucznym aromatem cytrynowym (5.5/10)


Przed samym wyjściem wziąłem jeszcze do domu butelkę kooperacyjnego porteru bałtyckiego od Pinty i Bairda oraz Espresso Stout z Hitachino Nest. Możecie się spodziewać ich recenzji, ale raczej nie w najbliższym czasie.

Wrażenia z imprezy? Bardzo pozytywne. Owszem, zdarzyło się kilka niewypałów, jednak jak zwykle, rzemieślnicy zaskoczyli swoją kreatywnością w tworzeniu niezwykłych piw. W przyszłym roku liczę jednak na większą liczbę browarów i lepszą organizację, szczególnie na początku. BGM4 uważam oficjalnie za zakończony!