piątek, 13 listopada 2015

Wrocławski Szlak Piwny 2015, dzień 1. Kontynuacja, ZUP, Szynkarnia.

Dawno nie byłem na żadnej piwnej imprezie. Było Beer Geek Madness 3, był Warszawski Festiwal Piwa i inne wydarzenia, ale jakimś trafem nie było mnie na nich. Dzisiaj pustka piwnych festiwali dobiegła końca.

Mieszkam (a właściwie studiuję) we Wrocławiu, toteż zdecydowanie częściej odwiedzam lokale i święta piwne odbywające się w stolicy Dolnego Śląska. Trzecia edycja Wrocławskiego Szlaku Piwnego była więc idealną okazją na zakończenie posuchy w moim kalendarzu. 

Brałem udział również w zeszłorocznej edycji WSP, którą bardzo sobie chwalę, głównie ze względu na ciekawe spotkania z piwowarami, nawiązane znajomości i przyjemną atmosferę. Plusem było też zdecydowanie to, że zaliczyłem wszystkie sześć multitapów i dodatkowo zostałem wylosowany jako zwycięzca w konkursie z nagrodami.

Tak więc, ubrany w koszulkę z WSP2 i nie mogący się doczekać spróbowania wszystkich sześciu premier, ruszyłem na piwną ścieżkę po wrocławskich knajpkach.

Najpierw zawitałem do Kontynuacji. Odruchowo. Jest to ogólnie pierwsze miejsce we Wrocławiu, o którym myślę, kiedy chcę się napić dobrego piwa.


Swoją premierę miało tam SALAMANDER Black IPA z Browaru Stu Mostów. Jak to zwykle robię, wziąłem małe i ruszyłem w drogę w poszukiwaniu wolnego siedziska. Uwierzcie, nie było łatwo. Jedyne puste miejsce znalazłem na dole, niedaleko dolnego baru. Dobra, siedzę. Wypadałoby wziąć się za piwo.

Piwo w rzeczywistości było czarne, albo przynajmniej takie się wydawało.

Na pierwszy rzut nosa (bo przecież nie oka) nuty tytoniowe, chociaż nie jestem pewien, czy to chmiel w piwie dawał takie aromaty, czy moi sąsiedzi. Później, jak piwo się ogrzało, wyczułem owoce tropikalne i palony jęczmień, oba na niskim poziomie. Pierwszy łyk i... całkiem wysoka goryczka, niestety dość łodygowa, zalegająca, taka nieprzyjemna jakaś. Jednak co by nie mówić, założenie Black IPA zostało spełnione: gdybym pił je z zamkniętymi oczami, nie domyśliłbym się, że jest czarne. Plus.

Ok, szybka regulacja poziomu płynów w organizmie i dalej, na szlak!

Jako drugi moją ofiarą padł Zakład Usług Piwnych, gdzie dzisiejszym specjałem było Session Brown IPA z Nepomucena. Dodatkowym twistem było użycie polskiego nowofalowego chmielu Iunga. 


Małe, proszę - rzekłem do barmanki i wyciągnąłem kartę. Znowu chwilę zajęło mi znalezienie miejsca, na szczęście w ZUPie było trochę luźniej niż w Kontynuacji. 

Zanotować: aparat przekłamuje barwy, gdy zdjęcia są robione z lampą błyskową.

Kurtka powieszona na krześle, a co tam ciekawego w szkle? Dużo przyjemnych rzeczy. Z pierwszym niuchem dopadł mnie tak intensywny aromat orzechów, że poczułem się, jakby ktoś piekł struclę drożdżową na Święta. Pomimo tego, że z barwy piwo jest bardziej red niż brown, to królują tu brązowe aromaty i smaki. Poza orzechami mamy tu czekoladę, jakby migdały, świetne to jest. Wydaje mi się, że w aromacie jest lekki DMS, ale nie zabijajmy tej pięknej chwili. Chmiel raczej ukryty, nie czuję jakichś specjalnych nut z tej Iungi. Bardziej brown niż IPA i w sumie tak chyba nawet jest lepiej.

Gdzie by to teraz? A, Szynkarnia, niech będzie. Postanowione.

Jakby się ktoś pogubił, to jest trochę takich znaków na drogach prowadzących do knajpek Wrocławskiego Szlaku Piwnego. Miły detal.

Pewnie nie zdziwicie się, że w Szynkarni też było słabo z miejscem. Ale i tym razem, zapewne zrządzeniem losu, znalazłem pojedyncze wolne siedzenie, gdzie przycupnąłem z małym piwem z Widawy.


Ogólnie, piwa z Widawy nie są specjalnie częstym zjawiskiem na polskim rynku. Czy to w multitapach, czy to w specjalistycznych sklepach, schodzą zwykle jak ciepłe bułeczki. Tym razem, Wojtek Frączyk przygotował również Brown IPA, tylko tym razem nie Session. 


No i to IPA faktycznie było brown. Przynajmniej z koloru. Było też mocno mętne, prawie jak weizen albo roggenbier. No i zarówno w smaku, jak i w aromacie, nacisk był tym razem położony bardziej na część IPA niż na brown. Orzechów było co prawda trochę, ale głównie piwo skupiło się na pokazaniu potencjału amerykańskiego chmielu w postaci mango. Co też było ciekawe.

Jakieś podsumowanie pierwszego dnia? Dużo ludzi, ciemne piwa. Najlepsze? Chyba jednak postawiłbym na Nepomucena, bo najbardziej mnie zaskoczył z dzisiejszych premier. 


Tak, jutro dokończę kartę. Może znowu coś wygram (to by dopiero było). Tylko tym razem pójdę ze wsparciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz